Pierwszy raz wybrałam się tam w piąty dzień otwarcia tego lokalu. To nowe całkiem fajne miejsce na ul. Wilczej w Warszawie. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach otwierając nowy lokal, trzeba naprawie czymś zaskoczyć by się udało i drzwi się nie zamykały. Wydaje mi się, że Wilczemu głodowi się to udało i oby trwało to jak najdłużej. Kolejny raz na wszelki wypadek zrobiłam rezerwacje i przeczucie mnie nie myliło. Inaczej wolnego stolika by nie było.
No ale wracając do wizyty. Jak przystało na Wilczy głód wokół same wilki, po otwarciu drzwi wita nas szczekanie, spokojnie to tylko uroczy pies jednej z klientek. I od razu pierwsza refleksja, jako posiadaczka czworonoga, uważam, że to bardzo pozytywne spotkać czworonoga w lokalu, gdyż nie wszędzie można wejść, ze swoim pupilem. od razu poczułam, się jak w domu, zupełnie swobodnie.
Jeśli chodzi w wnętrze, jest bar przy którym można usiąść oraz stoliki wzdłuż okna. Na parapetach koce i dużo poduszek, którymi można się okryć w razie gdyby wiało od okna lub drzwi. Na ścianach wilki białe i czarne. A jak to wilki, mieszkają w lesie, pod sufitem znajdziemy ciekawie wykonane oświetlenie z gałęzi, zapewne po ty by wilki czuły się jak w domu ;)
Menu.
Ciekawe.
Podzielone na to na ciekawskich wilków, sałato-żernych i tych bardzo głodnych. Nazwy potraw w większości nic nie mówią, trzeba zapytać lub doczytać w menu podanym przez obsługę. Wybór jest spory i chęć spróbowania wszystkiego również.
Na pierwszy rzut zamawiamy Nanbanzuke.
Cytując menu: "to kawałki smażonego łososia w przygotowanej na sposób japoński słodko-kwaśnej zalewie z warzywami". Łosoś delikatnie chrupki, balans marynaty słodko-kwaśnej dla mnie idealnie wyważony,a do tego cienkie warzywne paseczki. Danie też bardzo ładnie podane. W słoiczku na drewnianej deseczce.
Następnie Flaczki z Boczniaka.
Takie wegetariańskie flaczki, dobrze przyprawione, nie za ostre a w sam raz. Czuć czosnek, jest też marchewka i sporo boczniaków.
Choć jesteśmy już pełne to mamy ochotę spróbować deseru.
Mus z mascarpone i bitej śmietany.
Mascarpone i bita śmietana, nie rzuca na kolana, ale deser podawany jest z kruszonką i właśnie ta kruszonka zachwyca najbardziej. Delikatna, rozpływa się w ustach. Idealna.
W związku z tym, że lokal jest nowo otwarty, wiele rzeczy musi się jeszcze dotrzeć, zwłaszcza tych organizacyjnych. Błędy z rezerwacjami stolików, długi czas oczekiwania na potrawy czy brak dostępności każdej potrawy z menu. Jednak smak potraw to rekompensuje.
Wilczy Głód, ul. Wilcza 29a, Warszawa
Polecam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz